Recenzja gry PS5

Marvel: Strażnicy Galaktyki (2021)
Jean-François Dugas
Maciej Kosmala
Kimberly-Sue Murray
Jon McLaren

Wpis do raportu dla psa

Wokół zeszłorocznej premiery "Marvel's Avengers" narosło wiele kontrowersji. Z jednej strony chwalono kampanię dla pojedynczego gracza z drugiej zaś krytykowano miałki i niezbyt udany tryb multi.
Oceniamy grę "Marvel: Strażnicy Galaktyki"
Wokół zeszłorocznej premiery "Marvel's Avengers" narosło wiele kontrowersji. Z jednej strony chwalono kampanię dla pojedynczego gracza z drugiej zaś krytykowano miałki i niezbyt udany tryb multi. Na niezadowolenie graczy wpłynęła również niesłowność twórców, którzy pomimo wycofania się z mikrotransakcji mających realne przełożenie na wyniki graczy, zdecydowali się jednak do nich powrócić. Nic więc dziwnego, że pierwsze pokazy "Marvel: Guardians of the Galaxy" pozostawiły graczy sceptycznymi i nieufnymi wobec Eidos-Montréal pomimo tego, że studio to nie miało nic wspólnego z growymi Avengersami. Sama starałam się nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań względem przygód Strażników Galaktyki. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że Eidos-Montréal naprawdę dołożyło do pieca i serwuje graczom istnie wybuchową mieszankę.



Kosmiczni wagabundzi z pokładu statku Milano nie są tymi samymi postaciami, do których przyzwyczaiło nas kinowe uniwersum Marvela. To kompletnie nowa, aczkolwiek nie mniej szalona ekipa, w której wciąż dochodzi do tarć i przekomarzań, a różnice światopoglądowe niejednokrotnie doprowadzają atmosferę do punktu wrzenia. Pomimo skrajnie różnych charakterów Strażnicy wciąż stanowią starą, dobrą patchworkową rodzinę i wspólnie stawiają czoła kolejnym zagrożeniom.



Nie inaczej jest tym razem. Galaktyka wciąż nie podniosła się po wielkim konflikcie sprzed dwunastu lat. Rasa Chitauri dokonała wielkiego spustoszenia wśród ras zamieszkujących wszechświat. Lata mijają a Peter Quill wraz ze swoją specyficzną załogą po raz kolejny wplątuje się w tarapaty. Wybrnięcie z nich nie będzie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza gdy w całą awanturę zaangażuje się Korpus Nova, a bohaterom po piętach będzie deptać potężna i żądna zemsty Lady Hellbender. Co gorsza, zwykłe postawienie na wybuchowy arsenał Rocketa tylko pogorszy sytuację i zmieni jej obraz ze słabej na beznadziejną. 



Tam, gdzie pojawia się Star-Lord, rychło rodzą się nowe problemy. A gdy wszystko w kosmosie pragnie twojej śmierci, nie pozostaje nic innego, jak spacyfikowanie przeciwnika siarczystym uderzeniem blastera w sam środek czoła (albo innego kosmicznego odpowiednika głowy). Eidos-Montréal powierzył graczom bezpośrednią kontrolę jedynie nad porywczym Ziemianinem. Wyposażone w moc żywiołów blastery poza zadawaniem obrażeń posłużą też do oszałamiania przeciwników, zbijania ich tarczy albo zadawania obrażeń obszarowych. 



Pozostała część ekipy kierowana jest przez sztuczną inteligencję. Jednakże, nie będziemy biernie przyglądać się poczynaniom naszej wykręconej gromadki. Wydawanie im rozkazów pozwoli na szybsze zniwelowanie zagrożenia, a łączenie umiejętności w kombinacje okraszone zostanie efektownymi akcjami. Każda z postaci posiada cztery unikatowe zdolności, które odblokujemy, nabijając punkty doświadczenia bądź spełniając odpowiednie warunki. Sama walka bywa dość nierówna, niektóre potyczki stają się zbyt chaotyczne, gdy wokół fruwają granaty, przeciwnicy wysypują się w nieskończoność, a Quill postanawia zachowywać się jak bezwładny kloc i przyjmuje na klatę ciosy, które teoretycznie nie powinny go dosięgnąć. Przy tym wszystkim trzeba mieć jeszcze baczenie na kompanów, którzy padają jak muchy i dają się mamić łatwiej niż dzieci, którym zabrano cukierki.



Niektóre segmenty będą wymagały od nas wykorzystania umiejętności terenowych. Groot stworzy mosty z pnączy, Rocket wpełznie do wąskich szybów, a Drax wjedzie z buta tam, gdzie nikomu innemu nie starczy sił witalnych, by to zrobić. Szkoda tylko, że dany segment można rozwiązać tylko przy pomocy jednej z postaci. Brak tu alternatyw, a rzucanie szopem nie stanowi tu niestety remedium na wszystkie bolączki.

Pomimo dość zamkniętych, korytarzowych lokacji, znajdzie się w nich miejsce na drobne zboczenie z głównego celu podróży i oddanie się eksploracji. W galaktyce wala się mnóstwo śmieci, które służyć będą ulepszaniu naszego sprzętu, zdrowia czy odnawianiu tarczy. Przydadzą się do tego rozsiane tu i ówdzie stoły do wytwarzania, przy których wysłuchamy sarkastycznych komentarzy Rocketa, kpiącego raz za razem z naszej przydatności do walki. Poza surowcami zbierzemy też zmyślnie ukryte skórki nawiązujące nie tylko do filmów, ale i najbardziej ikonicznych komiksowych stylówek Strażników Galaktyki. Ponadto, pośród tony barachła odnajdziemy przedmioty, których obecność niejednokrotnie stanowić będzie oczko puszczane przez twórców do fanów marki. Zebrane pierdółki otworzą nowe linie dialogowe, pogłębiając lore świata.



Warto podkreślić, że dialogi w grze rozpisano zaskakująco dobrze. Inteligentne wymiany zdań, niewymuszone docinki i sprawne pogrywanie konwencją sprawiły, że przez cały okres obcowania z tytułem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Trudno szukać tu tekstów, które są pisane na siłę lub nieprzystają do tego, z czym w danej chwili mierzą się nasi bohaterowie. Przekazywanie emocji działa wyśmienicie i trudno nie utożsamiać się z załogą Milano i rozterkami targającymi ich serca. W tej kwestii również wielki plus dla ekipy lokalizującej grę. Z reguły bardzo szybko przełączam się na język oryginału i unikam polskiego dubbingu. "Marvel: Guardians of the Galaxy" oferuje bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o głosy postaci. Słucha się ich z przyjemnością, a przełożenie angielskich gier słownych zadziałało tu fantastycznie.

Filmy Jamesa Gunna przyzwyczaiły nas do ścisłego powiązania wydarzeń dziejących się na ekranie z muzyką. Nie inaczej jest i tu. Energetycznego kopa zapewni przegląd szlagierów z lat 80. Wysłuchamy ich nie tylko jako tła do sekwencji fabularnych. W przerwach między głównym wątkiem możemy po prostu odpalić szafę grającą znajdującą się na pokładzie i zrelaksować się przy takich dinozaurach, jak Frankie Goes to Hollywood, Blue Oyster Club, Bonnie Tyler czy też Flock of Seagulls. Hiciory te będą przede wszystkim zagrzewać naszych bohaterów do walki po udanych zbiórkach. W określonych momentach walki Peter, niczym w meczu futbolowym, zbiera drużynę wokół siebie. Po dobraniu odpowiednich, motywujących fraz Quill odpala z wysłużonego walkmana hity swojego dzieciństwa, a w ekipę wstępują zupełnie nowe siły do prania tyłków kosmicznym mendom.



Strażnicy byli reklamowani jako gra, w której wybory mają swego rodzaju znaczenie. I poniekąd tak jest, gdyż pewne segmenty fabularne można rozwiązać na kilka sposobów, aczkolwiek rezultat naszych starań jest zawsze taki sam, a gra oferuje tylko jedno zakończenie.

"Marvel: Guardians of the Galaxy" zupełnie niespodziewanie zaskakuje nie tylko udanym przełożeniem komiksowych indywiduów na język growy. To też intrygująca przygoda, wciągająca rozgrywka i totalna rozwałka z wielkimi spluwami, kosmicznymi dramatami i gadającymi pieskami z rosyjskim akcentem.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones